No mam o czym pisać. Trochę się
podziało. W życiu, w pracy i nawet w sercu. Tylko jakoś weny mi brakuje do
popełnienia notki. Nie wiem czy pisać o czymś wręcz cudownym skoro dobór odpowiednich
słów sprawia problemy.
Jestem zmęczony. Wiem, że jest
weekend. Że powinienem być wypoczęty, pełen energii i zapału na nadchodzący
tydzień, ale nie starczyło jakoś czasu żeby odpocząć. Od jutra powinienem być
na urlopie, ale tradycyjnie nie mogę. Zdecydowanie muszę popracować nad
asertywnością. I co z tego, że wkurwa złapałem gdy mój wniosek urlopowy został
odrzucony. Co z tego, że wyraziłem bardzo dobitnie swoją dezaprobatę dla tej
decyzji. To wszystko nie ma sensu, bo parę minut później wziąłem telefon i
zakomunikowałem swoim zwierzchnikom, że jeśli jestem potrzebny to zostanę. I
co? I dupa. Padam na pysk, ale co tam. Pociągnę jeszcze parę miesięcy.
Ostatnio jednak jest mi jakby
łatwiej. Jakbym w końcu przestawił się na właściwy tryb działania. Może źle się
wyraziłem, bo tak naprawdę nie robię nic aby zmienić cokolwiek. To wszystko dzieje
się zupełnie bez mojej interwencji. Po prostu nie przeszkadzam. Czekam na
rozwój sytuacji i to co przyjdzie gdy wstanie nowy dzień. A nowy dzień przynosi
z reguły kolejne słowa, które dają mi wiarę, że wszystko co do tej pory mnie
spotkało ma jakiś sens. Że warto otwierać oczy i budzić się do życia mimo, że
wiem jak będzie trudno. Coś się zmienia. Zaczynam dostrzegać to wszystko na co
do tej pory byłem ślepy. Moja zachowawczość i sceptycyzm jeśli chodzi o
odczuwanie czegokolwiek doprowadziły mnie do takiego momentu w życiu, w którym
musiałem w końcu powiedzieć, że to koniec. Przestałem walczyć. Przestałem odgradzać się od
ludzi. Przestałem bronić się przed miłością, której tak bardzo było mi trzeba.
Nie mogę powiedzieć, że kocham. Że to miłość, która zdolna jest góry przenosić.
Wiem natomiast, że w moim sercu tli się uczucie, które zdecydowałem się
rozpalić gdy uznam, że to właśnie ON. Zaczynam w to wierzyć. Poznaję cudownego
człowieka. Mężczyznę, który ma w sobie dokładnie to czego od dawna szukałem. Na
wszystko jest jeszcze zbyt wcześnie, bo przecież zaledwie kilka dni temu
zdecydowaliśmy się na pierwszy krok. Wiem, że to głupie i zupełnie do mnie niepodobne,
ale czy ja zawsze muszę robić tylko to co ma sens? Od zawsze w swoim życiu
kierowałem się rozsądkiem lub potrzebami innych. To pierwsze pozbawiło mnie
radości, a drugie wpędziło w kłopoty z którymi zmagam się od lat i końca wciąż
nie widać. Nie chcę tak dłużej. Chcę w końcu zacząć żyć. ON daje mi wiarę, że
to możliwe. To więcej niż ktokolwiek zdołał mi dać, a przecież to zaledwie
kilka dni. Przed nami kolejne, ale już dzisiaj wiem, że znowu na mej twarzy
choć na chwilę zagości uśmiech.
miła wiadomość... niech więc ten uśmiech pozostanie jak najdłużej. aż i mi się zaśmiała japa od czytania. jednak z odrobiną uczucia w sercu codzienność jest jakaś łatwiejsza! wiele tu moich odczuć... powodzenia, Krisie. :)
OdpowiedzUsuńno proszę i nawet po imieniu ...
OdpowiedzUsuńnie będę dziękował bo jeszcze coś się posypie, chociaż coś mi mówi, że tym razem nie muszę się niczego obawiać.
Pociągniesz, bo bardzo dobrze CI idzie.A z sensami chyba tak jest,że sam sens sensu nie ma wcale.Bo niby skąd miałby go brać. Sam z siebie?! A, tak.W takiej sytuacji to sens ma swój sens.Serdecznie pozdrawiam,
Usuńto było mocne :)
Usuń