czwartek, 5 lipca 2012


Czuję się jakoś obco w swoim życiu. Po dzisiejszym dniu, doszedłem do wniosku, że zawodowo zmierzam w nieodpowiednim kierunku. Kolejna nasiadówa tych ponoć ważniejszych wprowadziła mnie w totalne osłupienie. Siedziałem i gapiłem się na prowadzącego, cały czas powtarzając sobie w myślach o czym on pierdoli. Inni siedzieli znudzeni. Jeszcze inni przerażeni. Ale najlepsi byli Ci, których najwyraźniej to fascynowało. Prawdopodobnie nie zrozumieli ani słowa z wypowiedzi przedstawiciela wyższej instancji, bo jak dla mnie kilkugodzinne spotkanie miało na celu przekazanie nam wszystkim informacji, że czas najwyższy rozejrzeć się za inną robotą. Jest jeszcze możliwość, że za krótko tutaj pracują i nie zdają sobie sprawy co czeka ich za parę miesięcy. Ale może to tylko moje zdanie. Może tradycyjnie wyolbrzymiam. Nic już nie poradzę, że nie jestem w stanie zdobyć się na więcej entuzjazmu przy kolejnej zmianie strategii działania mojej kochanej organizacji. Straciłem zapał do czegokolwiek co ma związek z moją pracą. Syndrom wypalenia? Być może. Faktem jest jednak, że od dłuższego czasu już się tutaj nie odnajduję. Przeraża mnie każdy kolejny dzień. Przestałem widzieć sens w dalszym rozwoju i dawaniu z siebie coraz więcej. A tutaj nie da się stać w miejscu. Każdy dzień to nowa bitwa do stoczenia w tej cholernej wojnie, w której nikt tak naprawdę wygrać nie może. Denerwuje mnie brak celowości i głębszego sensu w tym wszystkim. Wpływ na rachunek w każdym miesiącu to za mała motywacja aby udowadniać coś komukolwiek. Ja oczekuję czegoś więcej a tutaj to nierealne. Chciałbym móc odejść. Obudzić się pewnego dnia, spojrzeć w lustro, uśmiechnąć do siebie i powiedzieć sobie – już wystarczy, a potem z uśmiechem na ustach zakomunikować swoim zwierzchnikom, że to koniec naszej owocnej współpracy. Potem spakować się wyruszyć na podbój nowych miejsc. Zwłaszcza tego jednego, w którym odnajduję to co najpiękniejsze.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz