Czuję się jakoś obco w swoim
życiu. Po dzisiejszym dniu, doszedłem do wniosku, że zawodowo zmierzam w
nieodpowiednim kierunku. Kolejna nasiadówa tych ponoć ważniejszych wprowadziła
mnie w totalne osłupienie. Siedziałem i gapiłem się na prowadzącego, cały czas
powtarzając sobie w myślach o czym on pierdoli. Inni siedzieli znudzeni.
Jeszcze inni przerażeni. Ale najlepsi byli Ci, których najwyraźniej to
fascynowało. Prawdopodobnie nie zrozumieli ani słowa z wypowiedzi
przedstawiciela wyższej instancji, bo jak dla mnie kilkugodzinne spotkanie
miało na celu przekazanie nam wszystkim informacji, że czas najwyższy rozejrzeć
się za inną robotą. Jest jeszcze możliwość, że za krótko tutaj pracują i nie
zdają sobie sprawy co czeka ich za parę miesięcy. Ale może to tylko moje
zdanie. Może tradycyjnie wyolbrzymiam. Nic już nie poradzę, że nie jestem w
stanie zdobyć się na więcej entuzjazmu przy kolejnej zmianie strategii
działania mojej kochanej organizacji. Straciłem zapał do czegokolwiek co ma
związek z moją pracą. Syndrom wypalenia? Być może. Faktem jest jednak, że od
dłuższego czasu już się tutaj nie odnajduję. Przeraża mnie każdy kolejny dzień.
Przestałem widzieć sens w dalszym rozwoju i dawaniu z siebie coraz więcej. A
tutaj nie da się stać w miejscu. Każdy dzień to nowa bitwa do stoczenia w tej cholernej
wojnie, w której nikt tak naprawdę wygrać nie może. Denerwuje mnie brak
celowości i głębszego sensu w tym wszystkim. Wpływ na rachunek w każdym
miesiącu to za mała motywacja aby udowadniać coś komukolwiek. Ja oczekuję
czegoś więcej a tutaj to nierealne. Chciałbym móc odejść. Obudzić się pewnego
dnia, spojrzeć w lustro, uśmiechnąć do siebie i powiedzieć sobie – już wystarczy,
a potem z uśmiechem na ustach zakomunikować swoim zwierzchnikom, że to koniec
naszej owocnej współpracy. Potem spakować się wyruszyć na podbój nowych miejsc.
Zwłaszcza tego jednego, w którym odnajduję to co najpiękniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz